Îmi este foame, czyli co jeść i pić w Bukareszcie.



Nie tylko zabytkami człowiek żyje. Będąc w innym kraju warto też posmakować lokalnych przysmaków. W końcu od żołądka do serca a próbowanie niwych potraw to najlepszy sposób na zakochanie się w Bukareszcie. W tej części podróży po Rumunii przedstawię Wam, co dobrego można tam zjeść.


Street Food

Street food tak modny, również w Bukareszcie. Na każdym kroku w obrębie centrum oraz Starego Miasta można znaleźć pełno małych piekarni/ciastkarni, które oferują przekąski typu precle. Tak, tak, Belina tu nie ma, lecz precle są zajebiste [!] Jeśli spytacie o Simigeria to bez problemu każdy wskaże drogę. Do tych małych budek jest zawsze kolejka, mieszkańcy Bukaresztu uwielbiają te wyroby. Najpopularniejszy produkt, który możecie zjeść w tych miejscach to właśnie precle- Covrigi. Ciasto na te smakołyki jest produkowane bez cukru, najczęściej posypywane makiem, lecz piekarnie oferują swoje wariacje na ten temat.

Legenda głosi, że greccy kupcy przywieźli ten produkt do rumuńskiego miasta Buzău w XIX wieku, aby wzrosło tam spożycie wina. Tak czy inaczej, podobieństwo do niemieckich precli sugeruje, że smakołyki dotarły do Rumunii o wiele wcześniej. Obecnie są serwowane z różnymi nadzieniami np.: wiśniowymi, jabłkowymi, rodzynkowymi, czekoladowymi. Można też posmakować precli w formie palucha z mozzarellą i oliwkami (co przypadło mi do gustu najbardziej, jak i również smak czekoladowy tradycyjnie wyglądającego bajgla).

Tego typu przekąski to bardzo prosta, tania i bardzo efektywna forma zapełnienia żołądka, ponieważ jedna sztuka kosztuje od 1,5 RON do 3,50. Najtańsze bajgle znajdziecie na Bulevardul Unirii 27, w simigeria Luca. Jeszcze jakiś czas temu podstawowy precel kosztował tam 0,50 RON. Ciągle pozostaje najtańszą bajglownią w okolicy, co czyni miejsce bardzo zatłoczonym. Abyście mogli zobrazować sobie to, o czym piszę i przy okazji zgłodnieć podrzucam Wam klika propozycji bajglowni, które możecie odwiedzić w Bukareszcie:

Simigeria Luca
Simigeria Petru

Innym smakołykiem, lecz o wiele słodszym i bardziej kalorycznym jest baklawa. Znana dobrze z Turcji, Egiptu czy Bułgarii. Baklawę robi się z ciasta listkowego i przekłada zmiażdżonymi orzechami z cukrem lub miodem. Całość posypuje się skruszonymi pistacjami. Wariacji jest sporo a miejsc, gdzie można zjeść takie super słodkości, jest wiele. Cena za sztukę ok. 5,50 RON.

Kebab nie tylko narodową potrawą Polaków

Z racji tego, że Rumunia jest swojakom “bramą do orientu” na ulicach Bukaresztu spotyka się wiele kebabów oraz miejsc z orientalnym jedzeniem. W tego typu lokalach można zjeść kofty oraz oczywiście kebsiki. To danie uwiodło nas najbardziej. O dziwo, jakość produktów, szczególnie mięsa powaliła nas na nogi. Kebab tak soczysty I przepyszny, że nawet vege-ludki się skuszą. Inną formą przekąszenia czegoś dobrego jest wizyta w greckich gyrosowniach, których jest też sporo. Można wypić tam też oryginalne greckie piwko. Koszt takich pyszności to ok. 15 RON.




[RÓŻNICA MIĘDZY KEBSEM A GYROSEM klik]
  • - Gyros- pochodzi z Grecji, zazwyczaj robiony z mięsa wieprzowego, podawany z frytkami na
  • stronie lub w picie z sosem tzatziki;
  • - Kebab- pochodzi z Turcji, robiony z każdego innego mięsa niż wieprzowe, najczęściej
  • jagnięce, podawane w formie dürüm döner (Europa),
  • şiş kebab - szaszłyk z pieczonego mięsa mielonego (Turcja, kraje arabskie, ludność perska).
  • Podumowując każdy zakątek arabskiego świata może szczycić się swoją własną odmianą kebaba.




My Polecamy w Bukareszcie: Gyros Thessaloniki (Stare Miasto), Efendi (kebabownia pierwsza klasa; Stare Miasto)


Jedzenie na kółkach

Dla food trackowych wielbicieli dobre info- na Starym mieście mieści się wioseczka food tracków- Food Hood, która akurat była już nieczynna podczas naszej podróży (otwarte do połowy października). Jednakże wyglądało to bardzo przyjaźnie, więc jeśli ktoś będzie miał okazję odwiedzić to miejsce w sezonie otwarcia- dajcie znać co i jak.

Tradycyjne potrawy

Bukareszt to nie Japonia czy Tajlandia, więc również gama street foodowych możliwości jest ograniczona. Przenosząc się z ulicy na salony, możemy zjeść również dobrze. Na Starym Mieście króluje kuchnia “uniwersalna”, czyli steak house’y oraz burgerownie, szczególnie knajpy stylizowane na irlandzkie/angielskie, jak i również knajpy z kuchnią libańską oraz włoską.

Tak czy inaczej, można tu odnaleźć tradycyjne rumuńskie smaki. My wybraliśmy restaurację iście rumuńską. Rustykalny klimat I muzyka oraz przepyszne jedzenie pozwoliły nam na relaks, oraz napełnienie wygłodniałych brzuchów. Polecam wybór dużego talerza z różnymi rodzajami dań. Z racji tego, że kuchnia rumuńska opiera się głównie na mięsie, wybraliśmy ogromny talerz z wariacjami na temat mięsa. Tradycyjne potrawy mięsne to mici (mielone mięso, może to być wołowina z wieprzowiną, sama wieprzowina lub mięso owcze, uformowane w kształcie kiełbaski, grillowane i podawane z musztardą i piwem), carnati de plescoi (wędzone, tradycyjne kiełbaski), Ceafă de porc (karkówka).


Popularne zupy to między innymi Ciorba Radauteana (rosół zalany kwaśną śmietaną z jajkiem oraz z dodatkiem czosnku) Ciorba de Burta (flaczki z kwaśną śmietaną, jajkiem, czosnkiem i octem), Ciorba de Vacuta (zupa z kawałkami wołowiny). Ciągle menu zupne nie jest tak bardzo urozmaicone, jak w Polsce.


Rumuni również posiadają w swoim jadłospisie galaretę z kurczakiem, zupy serwowane w chlebie, chrzan czy gołąbki (zawijane jednak liśćmi z winogron- styl bałkański). Kuchnia jest bardzo podobna do kuchni polskiej, więc naziści kuchenni odnajdą się tam jak ryby w czystej wodzie.


A jaki jest koszt zjedzenia rumuńskich pyszności w restauracji? Ceny są podobne do naszych polskich w zależności od typu potrawy oraz miejsca, gdzie się ją spożywa. Na Starym Mieście to ok. 100 RON za 2 osoby, zupa + danie główne z napojem.


Jeśli mamy ochotę na kebaba czy gyrosa zapłacimy ok. 15 RON za sztukę.



Dodatkowo podrzucam Wam linka do tradycyjnej rumuńskiej restauracji Taverna Covaci; na stronie można odnaleźć menu ze zajęciami serwowanych dań (pyszne jedzenie, obsługa średnia, lecz za takie smaki można im wybaczyć).

Napoje

To się najedliśmy, więc czas na picie! Rumuni nie są przyzwyczajeni do picia czegokolwiek podczas jedzenia. Zazwyczaj spożywają posiłki bez napoju pod ręką. W gruncie rzeczy taką zależność zauważyłam również w Polsce. Gównie pije się coś (wodę, herbatę) po posiłku. Porównując do hiszpańskiego stylu, u naszych południowych “sąsiadów” pije się tam do posiłku. Rumuni, podobnie jak Polacy piją herbatę i kawę. Warianty kawy w stylu cappuccino czy frappe odbiegają od oryginalnych włoskich specyfików, podobnie jak i “u nas”.

Rumuni również wolą napoje o temperaturze pokojowej lub ciepłe niż zmrożone lodem.

Wydawałoby się, że nazwa Rumunia ma coś wspólnego z rumem, lecz w tym kraju produkuje się wino i piwo oraz wysokoprocentowe napoje alkoholowe. Kraj znajduje się obecnie w pierwszej dziesiątce producentów na świecie, a smaki, które oferują, są wysoko zadowalające. Aby posmakować winogronowego trunku produkowanego w kraju Drakuli, wystarczy udać się do pobliskiej Bideroniki lub Lidla. Wiadomo, że w oryginalnym kraju będzie smakować lepiej, ale rydz jest lepszy niż nic

Co do piwa, jest ono dość popularnym trunkiem, lecz nie do końca jestem przekonana, że tak często spożywanym, jak w Polsce. Rumuni nie są tak piwnymi nazistami, jakimi stają się być Polacy. Ciągle wolą wyroby marki Heineken czy Holsten niż swoje lokalne. Mnie bardzo posmakowało “ichniejsze” piwo Ciuc, Ursus oraz Zaganu Bruna.

My pędzimy bimber- Rumuni też! Podejrzewam, że nie jeden dziadek lub ciocia pędzą lokalne trunki w swojej piwnicy. Najpopularniejszy z nich to Țuică (ogólne określenie napoju alkoholowego destylowane z głównie śliwek). Ten alkohol występuje w kilku odsłonach: pălincă (podwójnie destylowana śliwkowa brandy, mówi się, że oryginalnie wywodzi się z Węgier), fățată (najsilniejszy rodzaj, podwójnie destylowana, 55-60%) oraz frunte (jest to țuică w pierwszej fazie procesu destylacji, który dalej się odbywa). Tradycyjnie, țuică jest przygotowywana od początku października (po zakończeniu wyrobu win). Proces musi być zakończony przed Bożym Narodzeniem, po to, by nie zostawić nieskończonej pracy na nowy rok. Jeśli są użyte śliwki, muszą fermentować się 6-8 miesięcy w specialnych baryłkach.

Natomiast tak jak w całym świecie bałkańskim i bałkańsko-pochodnym, alkohol produkowany na bazie zbóż i owoców to dobrze nam znana rakija.

Pălincă, którą mieliśmy okazję spróbować, jest spożywana głównie na poprawienie trawienia po posiłku (coś w stylu greckiego Ouzo, lecz w smaku całkowicie inna). Smakuje mniej więcej jak, śliwowica zmieszana z rakiją. Dość orzeźwiająca. Koniec końców, nie zrobiła na mnie ważenia, ale spróbować warto.




Na Starym Mieście z pewnością znajdziecie wiele ciekawych knajpek oferujących trunki i możliwość pobansowania na densflorze. My trafiliśmy do baru Oktoberfest, gdzie piwo było smaczne i przyzwoite cenowo. Po naszym odkryciu bar ten został nam polecony przez mieszkańców Bukaresztu, więc czuliśmy się dumi z siebie, że wybraliśmy to, co hot :). Kolejnym dobrym trafem był klimatyczny shot bar Shoteria, gdzie możecie wypić takie speciały jak Gold Diggers, Dirty Swingers, Gang Bank czy Palbo Escobar. Z kolei irlandzki bar, jak w założeniu jest przytulnym i miłym miejscem, trafiliśmy na coś trochę innego niekoniecznie zadowalającego.


Podróże kulinarne po Bukareszcie to ciekawa sprawa. Już niedługo opowiem Wam, co warto zobaczyć w miejskim sercu Rumunii. A teraz tradycyjnie zostawiam Was z kilkoma ciekawymi zdjęciami.





Inne z cyklu Wizyta w Rumunii:

Bukaresz - podstawowe info
Co warto zobaczyć Bukareszcie?
Transylwania część 1
Transylwania część 2
Rumuńskie dziwactwa

0 komentarze:

Prześlij komentarz