Vorbiți românește? czyli jak pokonać ponad 3000 km w 5 dni



Co kraj to obyczaj. Te stare jak świat przysłowie sprawdza się niejednokrotnie, szczególnie w podróży. Jednak czy obyczaje innych kultur różnią się tak bardzo między sobą ? Dobrym przykładem popierającym te magiczne słowa jest wizyta w Rumunii. Do Rumunii poleciałam, aby spełnić moje marzenie, ponieważ od kilku lat bardzo chciałam odwiedzić to miejsce. Marzenia, jak widać, się spełniają, a stereotyp o cygańskiej Rumunii nie do końca się sprawdza.

Jak dostać się z lotniska do centrum?

Jak pokonać ok. 3000 tys. kilometrów w przeciągu 5 dni? A no bardzo prosto. Podróż zaczęła się standardowo od lotniska w Berlinie- Schönefeld oczywiście. Jak to by podróżować liniami innymi niż Ryanair? No nijak. To obowiązek każdego travellersa, bez dyskusji. Lot z Berlina do Bukaresztu (Otopeni, Aeroportul Internaţional Henri Coandă) to ok. 2 godziny. Koszt przelotu w obie strony wynosił 132 PLN, rezerwując ok. 1,5 miesiące przed wyprawą.

Plany były, aby wypożyczyć auto, lecz załatwianie spraw bankowych „na ostatnią chwilę” jednak nie działają ;) (koszt wynajmu auta na 5 dni ok. 220 PLN + depozyt- 800-1500 EUR na karcie kredytowej) Więc trzeba radzić sobie inaczej, czyli zaufać komunikacji miejskiej. Numer autobusu 783 zabierze Was bezpośrednio do centrum, jedzie do Piața Unirii. Bilety można również nabyć przy drzwiach wyjściowych z lotniska. Stoi tam biletomat, który nie był czynny, lecz dzięki Bogu nieopodal jest postawiony mały kiosk z panią w środku mówiącą po angielsku, więc nie ma obaw o to, że się nie zrozumiecie. Jednak praca ludzka jest niezastąpiona. Koszt takiego biletu to ok. 7 RON, a czas podróży to ok. 30-40 min. Kioski z biletami znajdują się również na ważniejszych placach/przystankach w centrum miasta.

A co dalej?

Dalej trzeba się dostać do swojego hotelu/motelu/noclegu. W tej sytuacji polecam taksówki. Tanie jak barszcz! Taki sposób transportu był nam odradzany przez Rumunów, lecz akurat w tym konkretnym przypadków pan taksówkarz dowiózł nas pod naszą noclegownię dość szybko i sprawnie bez naciągania na dodatkowe koszty. O dziwo, Pan taksówkarz, na oko 50-60 lat, nie korzystał z Google Maps tylko z książki, w której są wypisane wszystkie ulice tego miasta, którego powierzchnia wynosi 228 km² i tak właśnie szukał miejsca, w które miał nas dostarczyć. Dodatkowo dzwonił do swoich kolegów, którzy pomagali mu znaleźć metę. Koniec końców- 3 km, 6 RON. Gdyby w Polsce taksówki były takie tanie…

No to wyruszamy na miasto!

Głodni i spragnieni wrażeń postanowiliśmy nie ucinać sobie drzemki, lecz przebrać się i wyruszyć na miasto. Nasz host z rbnb, ponieważ tam rezerwowaliśmy nocleg, pokazał nam jak najszybciej dostać się do centrum. Droga zajęła nam ok. 20 min. Miły spacerek w temperaturze o 15 C. Tak właśnie spędziliśmy nasz pobyt w Bukareszcie, nie używając komunikacji miejskiej. Podczas pieszych przechadzek zrozumieliśmy, że brak samochodu w tym szalonym mieście to tylko błogosławieństwo bowiem na ulicach nie obowiązują prawie żadne zasady drogowe. Jedziesz, trąbisz, nagle zatrzymujesz się, po chwili ruszasz, zajeżdżasz drogę, znowu trąbisz i kolejny raz klakson! Czyste szaleństwo. Z tego powodu, od ok. godziny 17:00 ruchem kierują również policjanci, oczywiście przy asyście sygnalizacji świetlnej. Ruch pieszych wygląda następująco: jeśli jest czerwone światło, a nic nie jedzie- przechodź! Tylko uważaj, byś nie został potrącony, bo zasadniczo kierowcy nie zwracają jako takiej uwagi, czy coś przechodzi przez jezdnie/pasy, czy nie.

Próbowałam również dowiedzieć się, ile kary można zapłacić za przejście na czerwonym świetle. Zadając to pytanie policjantom, byli bardzo zaskoczeni, dlaczego się o to pytam. W końcu ustaliłam, po wielu poszukiwaniach, że na ogół policja nie zwraca na to uwagi, lecz ewentualna kara (prawie niewystępująca) to ok 50-100 EUR.

Ruch w Bukareszcie zrobił szczególnie na mnie wielkie wrażenie. Myślę, że lepiej do nazwać rozgardiaszem. Można się poczuć tam jak w Nowym Jorku, ponieważ taksówki są również żółte. Ze względu na nieustanne trąbienie można poczuć się jak w Indiach, więc podczas jednej podróży możesz odnieść wrażenie bycia w kilku różnych państwach naraz. Z wiarygodnych źródeł dowiedziałam się, że trąbienie to system komunikacji między kierowcami. Oh, co za odkrycie pomyślicie, lecz w Polsce, gdy użyjesz klaksonu „bez potrzeby” możesz skończyć z okopanym autem i twarzą w szwach.

Rumuni za pomocą częstotliwości trąbienia komunikują, że ustępują Ci pierwszeństwa, masz się pośpieszyć, chcą Cię pozdrowić lub chcą oznajmić, że też tu są. Bez żadnej zniewagi i ukrytych podtekstów, całkiem na luzie oraz bez wybitych zębów. Patrząc na mieszkańców Bukaresztu zamkniętych w swoich puszkach na kółkach, nie zauważa się poirytowania na ich twarzach, są bardzo przyzwyczajeni do stania w korku, nawet po kilka godzin. Cierpliwość to złota cnota.


Yyy.. Który mamy rok?

Będąc w centrum Bukaresztu, zadawałam sobie niejednokrotnie pytanie, który jest rok? Architektura jest szalona tak samo, jak ruch samochodowy. Wygląda to tak, jakby projektanci byli na niezłym haju, planując „wystrój miasta”. Koło budynków postawionych w 18 wieku można zauważyć budowle powstałe w latach 70. Z reguły można to opisać jako mozaikę stylów i kształtów, Polska z lat 90. Całemu obrazowi gracji dodają neony oraz opuszczone lokale, których jest naprawdę wiele.

Przy kolejnym rogu można odnaleźć cerkiew a za 400 m seks szop i bardzo niepruderyjną wystawą. Połączenie staroczesności z komunizmem oraz nowoczesnością daje niebanalny i niepowtarzalny urbanistyczny krajobraz. Ukazuje to również, jak Rumunia zmieniała się na przestrzeni lat.




Dodam też, że zaskakujący może być, widok śmieci. Tak, ulice oddalone od głównego traktu są "nieco" zaśmiecone. Co kilkaset metrów możecie napotkać latarnię, która jest oparciem dla góry śmieci czekających na firmę zajmującą się wywozem odpadów. Dla Rumunów jest to całkiem normalne. Ciekawy pomysł, zamiast stawiać śmietniki i tam składować resztki wczorajszego obiadu lepiej wyrzucić wór przed dom na chodnik.





Coś na ząb

Okej, można chodzić i zwiedzać, lecz człowiek głodny to też zły i się nic nie chce. A to nie problem! Ulice Bukaresztu są pełne małych piekarenek, które oferują precle na 1000 sposobów oraz ciepłe napoje. Można również znaleźć małe cukiernie serwujące baklavę. Są to bardzo popularne miejsca, które przyciągają tłumy smakiem oraz nieprzeciętnie niskimi cenami. Dla fanów jedzeniowego korpo, możecie również napotkać sieciówki takie jak starbucks czy KFC. Jeśli chcecie zjeść coś konkretniejszego, polecam Stare Miasto. Ceny warszawskie, a klimat unikatowy. Tak jak reszta miasta- mozaika.

Na Starym Mieście można spotkać na swojej drodze knajpy irlandzkie z typowym brytyjskim jedzeniem, knajpy imitujące oktoberfest, jak i restauracje serwujące jedzenie włoskie, libańskie oraz rumuńskie. Mówiąc, kebs narodową potrawą Polaków, widać, że nie byliście w Rumunii. Jedyną różnicą między miejscami oferujących kebab w Bukareszcie a w Polsce jest jakość. Prawdziwe mięcho przygotowywane przez właściciela na miejscu, przepyszne, soczyste, mmm aż ślinka cieknie na samo wspomnienie o tym genialnym jedzonku! Oprócz wpływów tureckich napotyka się wpływy greckie i przepyszne gyrosy


A co z melanżem ?

Melanż jest też, lecz po całym dniu chodzenia i pauzach na jedzenie oraz piwko trzeba mieć siłę na tańce, a my takiej siły nie mieliśmy. Na Starym Mieście jest dużo knajpek wieczorowych oraz disco barów, jak i również melanżowi czy shot barów. Coś dla każdego.


Bezpieczeństwo musi być

Będąc w Bukareszcie, trafiliśmy nieświadomie na wielkie wydarzenie piłkarskie, mecz Polska- Rumunia. Z tej okazji ulice Starego Miasta patrolowało ponad 1000 żandarmów, policjantów i panów ze służb specjalnych. Panowie bardzo mili, z chęcią prowadzący konwersację oraz, co ważne, w większości mówiący po angielsku. Po zmroku nie było się czego bać, chociaż jeden z policjantów ostrzegał nas przed Cyganami. Tak czy inaczej, czuliśmy się bardzo bezpieczni.

Jedyna rzecz, która budziła w nas niepokój to kable. Kable wszędzie, kable na ziemi, na słupach, pod słupami, na murach, na płotach, nisko, wysoko, dużo, wszędzie! O dziwo, kable te spokojnie sobie wiszą, nikomu nie przeszkadzając. Rozmawiając z grupką młodych chłopaków, dowiedziałam się, że jednak czasem kable się urywają, bądź ktoś urywa kable i powstaje mały kłopot. Tak czy inaczej, nie za bardzo się tym przejmują. Kable dalej wiszą i wisieć będą, a wygląda to obłędnie.


Metro. Więcej i dalej niż w Warszawie

Metro jest i to dość spore (nie porównując do gigantów). Dla zobrazowania sytuacji, metro w Bukareszcie ma 69,2 km, natomiast metro w Warszawie 29,2 km. Zostało uruchomione w 1979 roku i 259 pojazdów obsługuje 51 stacji pogrupowanych na 4 linie. To bardzo szybka metoda transportu, ponieważ metro dociera wszędzie. Tam gdzie najdalej i najciemniej. Jednak, koczując w obrębie centrum miasta, nie ma sensu korzystać z tego cudu techniki. Jeden bilet gwarantuje nam przejazd w obie strony i kosztuje ok. 6 RON. Najpopularniejsze stacje do Piaţa Unirii i Universitate.



Zwiedzając Bukareszt, można dostrzec megalomanię. Sami Rumunii twierdzą, że ich naród lubi się popisywać. Jeśli chcecie przywieźć przepiękne zdjęcia z wyprawy do tego ciekawego miasta, radzę zabrać obiektyw szerokokątny, ponieważ bez takiego cudu techniki ciężko będzie Wam uchwycić w całej okazałości ogromne neoklasyczne budynki. Więcej o tym, co zwiedzać, gdzie i co zjeść, a także jak wygląda podróż rumuńskim pociągiem i blablacarem już w następnych postach! Na chwilę obecną zostawiam Was z kilkoma fotkami i życzę miłego oglądania! 






Inne z cyklu Wizyta w Rumunii:

Co warto zjeść w Bukareszcie?
Co warto zobaczyć Bukareszcie?
Transylwania część 1
Transylwania część 2
Rumuńskie dziwactwa

1 komentarz:

  1. Emperor Casino Review | Shootercasino
    Experience the world of 제왕카지노 gambling at one of our favorite casino properties. We will keep you 메리트 카지노 주소 in the know worrione and enjoy the best games available on  Rating: 9/10 · ‎Review by Shootercasino

    OdpowiedzUsuń