Vlad Drăculea- czyli spotkanie z wampirem oraz masonami

Vlad Drăculea- czyli spotkanie z wampirem oraz masonami


Myśląc o Transylwanii i opowieści o krwiożerczym Drakuli mamy na myśli twór, który łączy w sobie człowiek z wampirem. Pod takim imieniem i przykrywką jest ukazywana nam jedna z najbarwniejszych i najokrutniejszych postaci w rumuńskiej historii. Mowa o Władzie Palowniku (Vlad Țepeș, lub Vlad Drăculea). Było on bowiem inspiracją dla Brama Stokera, który napisał książkę Drakula. Stąd znamy wołoskiego hospodara panującego na Wołoszczyźnie w XV wieku. Swój przydomek zawdzięcza rzekomej propagandzie, która została rozpowszechniona, gdy Wład został pozbawiony władzy przez swojego brata Rada Pięknego. Wtedy zaczęto rozsiewać plotki na temat tego, że Wład gotował żywcem ludzi, nadziewał na pale matki oraz przybijał do piersi ich własne dzieci. Okrutna historia, jak to plotki, rozchodzi się szybciej niż dobre wieści, więc również dwór cesarza niemieckiego Fryderyka III huczał od pogłosek. Wład, jak widać miał dość ciężki żywot i na zawsze zostanie zapamiętany jako okrutny. Lecz nie chcę rozpisywać się nad niedolą tego władcy, tylko opowiedzieć Wam o miejscu jego narodzin.

Cel: Sighișoara - czyli podróż blablacarem w Rumunii

Budząc się w dzień, w którym zaplanowaliśmy wycieczkę do miasta rodzinnego Włada zaskoczyła nas zima. Piękna pogoda, która towarzyszyła nam w Bukareszcie nie przeniosła się z nami do Transylwanii, więc po przebudzeniu powitał nas śnieg. Generalnie nie polecam adidasów w taką pogodę, lecz nie mając pod ręką innego obuwia trzeba lubić to co się ma. Aby dostać się Sighișoary zdecydowaliśmy się na skorzystanie z blablacar’u. Był to traf w dziesiątkę. Dość szybko i sprawnie podczas nawałnicy śnieżnej w miłej atmosferze (propsy dla kierowcy) dotarliśmy do celu. Przywitała nas piękna zimowa sceneria co urozmaiciło cały wypad. Jak widać Rumuni to nie krwiożercze istoty. Nikt mnie okradł ani nie porwał i nie wywiózł do nocnego klubu abym pracowała jako kurtyzana ;-).

O mieście

Sighișoara to jeden z najlepiej zachowanych średniowiecznych zespołów miejskich w Europie Środkowo-Wschodniej. Ze względu na to, że w XIII w. sprowadziły się tu ludy niemieckie, zwane Sasami Siedmiogrodzkimi, wpływy tej narodowości na rozwój miejsca był znaczny. Za dawnych czasów było to jedno z najlepiej rozwiniętych miast pod względem rzemieślniczym w okolicy. Pamięta również bitwę, w której brał udział Józef Bem. Po I wojnie światowej w wyniku rozpadu Austro-Węgier miasto przeszło pod władanie Rumunii.

Co warto zobaczyć

Przede wszystkim mury fortyfikacyjne wybudowane przez niemieckich rzemieślników. Wewnątrz murów obronnych mieści się urokliwe Stare Miasto z przepięknymi różnokolorowymi budynkami. Można podziwiać tam licznie zachowane baszty i bramy miejskie. Przechadzając się po tych wielowiekowych uliczkach można poczuć się jakby czas się cofnął i zabrał nas do dawnych wieków.

Błądząc ulicami starówki natrafiamy na drewniane schody połączone z tunelem. Prowadzą one na szczyt wzgórza gdzie znajduje się ewangelicki kościół (dawniej katolicki) zwanym Kościołem na Wzgórzu. To czołowy przedstawiciel rumuńskiej sakralnej architektury gotyckiej. Ciekawostką jest to, że w jego wnętrzu możemy podziwiać późnogotycki ołtarz, którego wykonanie przypisane jest synowi Wita Stwosza- Janowi oraz herb Stefana Batorego.




Idąc dalej natykamy się na zabytkowy niemiecki cmentarz, na którym nadal są chowani przedstawiciele tej mniejszości. Obecnie w Sighișoarze mieszka około 500 osób pochodzenia niemieckiego. Cmentarz pod przykrywką śniegu prezentował się nieziemsko. Można również podziwiać tam piękną panoramę miasta.




W końcu, koło Wierzy Zegarowej możemy podziwiać dom Włada Palownika, gdzie obecnie mieści się restauracja Casa Vlad Dracul. Chcieliśmy zjeść w niej obiad lecz miejsce to było zarezerwowane.

Poszukując miejsca na posiłek natrafiliśmy na bardzo ciekawą rzecz. Mianowicie na tabliczkę, której fotografia znajduje się poniżej. Przykuło to moją uwagę. Pytając się pana w recepcji z czym jest ona związana dostałam odpowiedź, że tyczy się grupy ludzi spotykającej się w mieście. Taka odpowiedź jednak mnie nie usatysfakcjonowała, więc zaczęłam szukać. Dzięki mądrym internetom wiem teraz, że tabliczka ta symbolizuje faktycznie grupę spotykających się ludzi. Ale jaką grupę! Nazywa się ona Lions Club International i jest filantropijną organizacją, która skupia członków na całym świecie. Co jest takiego niezwykłego w pomaganiu innym? A no to, że grupa ta jest powiązana ze słynną Masonerią. Pozwiązywani są również z ruchem Syjonistów. Faktem jest, że w klub zaangażowanych jest ponad milion osób i co roku niosą wsparcie najbiedniejszym rzędu 500.000.000 USD.




Spacerując między średniowiecznymi murami fortecy w śniegu w adidasach (o zgrozo!) poczuliśmy starodawny klimat. Malowniczość miejsca oraz idealnie zachowany stan budowli maluje piękny krajobraz i tworzy miasto, które naprawdę warto odwiedzić.

A co z zamkiem Bran ?

Przez ograniczenie czasowe i zaskoczenie z powodu pogody mieliśmy do wyboru odwiedziny Sighișoary lub zamku w Bran. Zamek w Bran jest wiązany z Władem Palownikiem znów dzięki książce Drakula. De facto władca mógł przebywać tam przez klika dni w ramach uwięzienia. To nas skusiło by podążać prawdziwszym szlakiem słynnego hospodara. Ponadto zamek w którym faktycznie urzędował Wład nazywa się Cetatea Poenari i mieści się on 154 km na południowy zachód od Braszowa.

Ciekawa jest również sprawa dotyczące innego zamku, który mija się po drodze z Braszowa do Sighișoary (po prawej stronie drogi). Jest to Cetatea Rupea (cytadela). Pierwsze oznaki osadnictwa w tym miejscu datuje się na erę paleologiczną oraz neolityczną (5500 BC–3500 BC). Cytadela to została wybudowana najprawdopodobniej w XIV wieku. Od naszych współtowarzyszy dowiedzieliśmy się, że dzięki wysokiemu położeniu cytadeli mieszkańcy mogli przygotować się na atak ze strony Turków, bowiem widoczność z góry to około 50 km, więc broniący mogli ujrzeć wojska nieprzyjaciela już ok. tydzień przed dotarciem pod bramy.




Podróż powrotną również odbyliśmy blablacarem, tym razem z innym kierowcą i bardzo wesołą brygadą młodych Rumunów. Dzięki temu uzyskaliśmy wiele informacji na temat tego kraju z pierwszej ręki. Jak to mówią: koniec języka za przewodnika. To właśnie wzmaga we mnie chęć podróżowania. Odkrywanie miejsca „od podszewki” jest najbardziej interesujące i wartościowe. Po odbyciu tak ciekawej wyprawy kolejny raz stwierdzam, że podróże łączą ludzi oraz dają wiele możliwości nie tylko zobaczenia pięknych zamków i kościołów ale przede wszystkim możliwość poznania przedstawicieli rasy ludzkiej na drugim końcu świata, co pomaga zrozumieć mechanizm istnienia i zrozumienia, że jesteśmy tacy sami ale jednak trochę różni.

Z tą oto myślą oraz małą galerią zostawiam Was i zapraszam na ostatni odcinek o podbojach Rumunii już wkrótce!


sighisoara




Inne z cyklu Wizyta w Rumunii:

Bukareszt - podstawowe info
Co warto zobaczyć w Bukareszcie?
Co jeść i pić w Bukareszcie?
Transylwania część 1
Rumuńskie dziwactwa

Interviu cu un vampir, czyli z wizytą w Transylwanii

Interviu cu un vampir, czyli z wizytą w Transylwanii

Interviu cu un vampir, czyli z wizytą w Transylwanii


Czas rumuńskich przygód jeszcze się nie zakończył. Odwiedzając ten ciekawy kraj nie można ominąć owianej dość krwawą sławą Transylwanii. Myśląc o tej krainie automatycznie wspominamy wampiry oraz Drakulę. W tej części chcę Wam co nieco sprostować informacje dotyczące tej postaci, ponieważ zapewne kilkoro z Was nie zna prawdziwej historii na gruzach której urosła hollywoodzka bajka o człowieku-krwiopijcy.

Zacznijmy od podróży...czyli jak się jedzie rumuńskim pociągiem

Każda dobra historia ma swój początek na.. dworcu ! Nie ważne czy to dworzec autobusowy czy kolejowy. Tym razem wybraliśmy przejażdżkę rumuńskim pociągiem. Dworzec główny w Bukareszcie (z tego miasta wyruszaliśmy) wygląda dość podobnie do polskich dworców w dużych miastach przed Euro 2012 lub w mniejszych miejscowościach aktualnie. Aby dostać się z centrum miasta na plac Piața Gării de Nord na którym usytuowany jest dworzec można dotrzeć z Piața Romană trolejbusem numer 79 lub 86. Należy udać się w stronę Dridu i zatrzymać na Calea Grivitei. Na dworcu można zjeść i wypić, oraz wymienić pieniądze. Dla fanów szybkiego jedzenia jest też McDoland’s. My jednak tradycyjnie sięgnęliśmy po bajgle oraz kawę z automatu za 1,5 RON (o zgrozo!). Celem naszej podróży była miejscowość Braszów w Transylwanii. Dzięki temu chcieliśmy odkryć uroki rumuńskiej kolei oraz jednego z najbardziej tajemniczych miejsc na świecie. Kupując bilet nie było większego problemu, ponieważ pani w kasie rozumiała angielski. Tak czy inaczej po przejściu przez część „okienkową” możemy napotkać automaty do biletów. Kosz wstępu do pociągu to 47,50 RON (rozkład jazdy).
Podczas podróży pokonaliśmy 184 km w niecałe 3 godz. Pociąg przyjechał na czas. Byliśmy miło zaskoczeni, ponieważ mimo tłoku wagon był bardzo zadbany i przyjemny. Całą podróż umilił nieograniczony dostęp do Wi-Fi oraz możliwość podłączenia telefonu do ładowania dzięki czemu mogliśmy planować podbój Braszowa i okolic!



Pamiętajmy, że Transylwania (Siedmiogród) to kraina wznosząca się przeciętnie ok. 500 m nad poziom morza co da się zauważyć dzięki zmieniającemu się z biegiem podróży krajobrazowi za oknem. Z iście nizinnych pejzaży po mgliste górzyste tereny. Trakt kolejowy na pewnym odcinku trasy usytuowany jest w swojego rodzaju wąwozie co dodaje tajemniczości oraz nutki melancholii całej podróży. Czuć, że zbliża się przygoda oraz dreszczyk emocji. Po prostu - czuć, że zbliża się Drakula!



Podczas podróży poznaliśmy grupę młodych mieszkańców Republiki Mołdawii, którzy towarzyszyli koledze w podróży służbowej. Mieli do przetrwania ponad 12 godzin w pociągu. Dzięki nim dowiedzieliśmy się, że język mołdawski i rumuński są takie same, różnią się tylko akcentem. Coś w rodzaju british english i american english. Patrząc na tą grupę można było wywnioskować, że pochodzą z Rosji bądź Ukrainy. Rysy twarzy oraz odcień skóry i włosów różniły się od rumuńskich. Jak widać warto rozmawiać z ludźmi, zawsze możemy dowiedzieć się czegoś ciekawego.


Nazwa Transylwania- ciekawostka

Transylwanię nazywa się również Ardeal. Nazwa ta w języku rumuńskim po raz pierwszy pojawiła się w dokumencie z 1432 jako Ardeliu. Wcześniej odnotowano formę Ardil, oznaczającą kraj (Eretz Ardil) bogaty w złoto i srebro pochodzącą z listu z około 960 napisanego po hebrajsku przez chazarskiego króla Józefa do rabbiego Kordoby Chasdai ibn Shaprut. We współczesnym hebrajskim Ardeal zapisywany jest identycznie jak w owym liście: ארדיל.


Braszów- mały rumuński Kraków

Braszów mimowolnie porównuję do Krakowa. Jest to miasto o wiele mniejsze, ponieważ mieszka tam ok 200 000 tys. Ludzi lecz jego klimat i walory historyczne są podobne do byłej stolicy Polski. Braszów jest przecięty przez górę Tâmpa (690 m), co jest jednym ze znaków rozpoznawanych tego grodu. Na szczyt góry zabierze Was kolej liniowa – telecabina. Innym znakiem rozpoznawczym tej okolicy jest wielki napis na szczycie Tâmpa stylizowany na napis Hollywood z jedną małą zmianą- napis ten to Brașov.

U podnóża góry można pospacerować szlakiem historycznym gdzie co kilkanaście metrów umieszczone są tabliczki informacyjne, dzięki którym możemy dowiedzieć się czym był dany budynek 600 lat temu. Ten szlak prowadzi do starej części miasta. Jest ono otoczone murami, które niegdyś pełniły funkcję obronną.

Co ciekawego można zobacyć „na rynku” ?

Rynek jak rynek, czyli kościoły oraz restauracje. W takim razie czym charakteryzuje się rynek braszowski?

Biserica Neagră czyli Czarna Bazylika. Budowla ta robi wrażenie. Jest to 89-metrowy kościół wybudowany w stylu późnogotyckim, szeroki na 38 metrów. Jego wyjątkowość tkwi w kolorze elewacji, bowiem w 1689 roku kościół spłonął. Przez czarną barwę, którą przybrał po tym wydarzeniu mieszkańcy zaczęli nazywać go „czarnym”

Piața Sfatului Jest to główny plac starego miasta- Plac Rady. To właśnie tam od XII w. gromadzili się zachodni kupcy. Tam też karano złoczyńców za pomocą pręgierza i palono czarownice na stosie, czyli średniowieczni mieszkańcy Braszówa nie mogli narzekać na brak rozrywek. Najważniejszym budynkiem jest Ratusz, który stoi tam od 1420 roku. Od głównego placu można powędrować do uliczek tworzących całe Stare Miasto. Tam znajdziecie wiele restauracji, sklepów oraz barów.




Strada Sforii Jest to najwęższa uliczka w mieście. Mówi się, że nawet w całej Europie. Prowadzi ona do bramy Șchei. Była wykorzystywana jako droga dla strażaków.




CETĂŢUIA

Do cytadeli mieszczącej się na lekkim wzgórzu można dojść pieszo. Zaczynając na Piața Sfatului może to zająć ok. 30-40 min. My akurat wspinaliśmy się tam po opadach śniegu, więc widoki były naprawdę wspaniałe. Niestety poza sezonem miejsce to jest zamknięte, więc nie mieliśmy okazji wejść do środka warowni. Pierwsze wzmianki o cytadeli datuje się na 1529, gdy mieszkańcy przygotowywali się na atak wojska wojewody mołdawskiego Petru Rareş. Przez wieki pełniła funkcje obronne. Przeżyła ataki Austrii oraz ekspansje innych najeźdźców. 200 lat później zaczęła pełnić rolę magazynu a później została atrakcją turystyczną.




Gdzie zjeść i wypić?
Stare Miasto oferuje wiele klimatycznych knajpek oraz restauracji. Mi oczywiście skorzystaliśmy z oferty bajglowej i udaliśmy się do miejsca znanego już z Bukaresztu- Luca. Zjedliśmy bardzo (nie)rumuńskiego burgera w irish barze oraz dość tradycyjną kolację w jednej z restauracji. Na drinka lub piwo polecamy pub La Biblioteca.


Braszów to przepiękne miejsce. Mieliśmy możliwość zobaczenia tego miasta nocną porą, którą prezentował się fenomenalnie. Pamiętajmy, że to Transylwania, więc wokół Braszowa można odnaleźć kurorty narciarskie. To bardzo popularne miejsce wypadowe dla fanów zimowych sportów.

Transylwańskiej podróży czas się nie zakończył. W kolejnym odcinku dowiecie się co z tym Drakulą. A teraz zostawiam Was z kilkoma zdjęciami.





Inne z cyklu Wizyta w Rumunii:

Bukareszt - podstawowe info
Co warto zobaczyć w Bukareszcie?
Co jeść i pić w Bukareszcie?
Transylwania część 2
Rumuńskie dziwactwa

Unde este bibliotecă? czyli co warto zobaczyć w Bukareszcie

Unde este bibliotecă? czyli co warto zobaczyć w Bukareszcie



Jednym z głównych problemów podróżowania jest wybór miejsc, które się odwiedzi. Szczególnie, gdy jesteśmy ograniczeni przez czas. W Bukareszcie mieśmy 2 dni, więc tempo zwiedzania było zawrotne a plany takie obszerne. Czy udało nam się zrealizować je w całości ? Prawie, bo w 95%. To i tak bardzo dobry wynik!

Teraz opowiem Wam o kilku miejscach, które warto (według mnie) zobaczyć w tym szalonym mieście. Mam nadzieję, że zachęci to Was, drodzy Czytelnicy do odwiedzenia stolicy Rumunii.

Okolice Bulevardul Unirii

Jest to główna droga przecinająca serce Bukaresztu. Z tego miejsca dotrzecie do najpopularniejszych celów turystycznych w krótkim czasie. Jednym z głównych punktów tego miejsca jest Parcul Unirii czyli park oraz rzeka Dâmbovița, która oświetlona wieczorem tworzy niepowtarzalny taneczny klimat wraz z ulicznym ruchem dzięki czemu można poczuć puls miasta. Dla fanów komercyjnego “szopingu” w okolicy również zostało postawione centrum handlowe o takiej samej nazwie jak cały bulwar.

Pałac Ludowy

Odbijając od Bulevardul Unirii możemy natknąć się na budynek najokazalszy w całej komunistycznej Europie (może i również współczesnej). Miał on być swego czasu największy na świece. Koniec końców był drugą najogromniejszą budowlą zaraz po Pentagonie. Mowa o Palatul Parlamentului (Pałac Parlamentu, niegdyś Pałac Ludowy) zbudowanym na rozkaz Nicolae Ceaușescu. O rumuńskim zamiłowaniu do rozmachu można dyskutować godzinami a najlepszym tego dowodem jest właśnie ta budowla. Aby obejść ten ogromny teren, na którym jest postawiony parlament musieliśmy poświęcić 50 minut. Obecnie za murami jest budowana największa bazylika w Europie. Miejsce to ze względu na bardzo napięty harmonogram widzieliśmy tylko w nocnej scenerii, co tak czy inaczej zrobiło na nas ogromne wrażenie. Wokół Pałacu postawione są inne również okazałe budynki administracji państwowej takie jak: Ministerul Justiției (Ministesrtwo Sprawiedliwości), Agenția Națională de Administrare Fiscală (Państwowa Agencja Aministracji Podatkowej), Ministerul Comunicațiilor Și Pentru Societatea Informațională (Ministerstwo Łączności i Społeczeństwa Informacyjnego), Ministerul Mediului, Apelor si Padurilor (Ministerstwo Środowiska, Gospodarki Wodnej i Leśnej). Oprócz tych budowli możemy odnaleźć tam zaplecze luksusowych hoteli oraz wydziałów uniwersytetu. To wszystko składuje się na monumentalną dzielnicę rządową gdzie prym wiedzie neoklasycyzm.

Ciekawostką jest historia powstawania tego molochu. Na poczet prac budowlanych zostało przesiedlonych 40 000 tys. mieszkańców oraz rozebrane ok 7km² centrum starego miasta. Stawianie pałacu wysokiego na 86 metrów o 12 kondygnacjach zaczęto w 1983 roku. Pracowało nad tym 700 architektów i 20 000 tys. robotników. Powierzchnia zabudowy wnosi łącznie 830 000 m² a materiały wykorzystane do konstrukcji pochodzą tylko i wyłącznie z Rumunii, co moim zdaniem jest bardzo mądrym rozwiązaniem (mam na myśli korzystanie z lokalnych dóbr). Całkowitą wartość tego przedsięwzięcia oszacowano na 3 miliardy euro (a tam... takie drobne). Pałac można również zwiedzić od środka czego nie doświadczyliśmy lecz jeśli ktoś z Was widział to cudo wewnątrz- podziel się proszę wrażeniami!

Pałac Ludowy

Cerkwie/bazyliki

Po strefie profanum pełnej przepychu warto zadbać o swoje sacrum dlatego polecam rajd po cerkwiach. Takich budynków jest też bardzo dużo w Bukareszcie. Niemalże na każdym kroku możecie napotkać inny kościółek. Gorąco polecam odwiedziny (bazyliki) Biserica Stavropoleos (z Greki Miasto Krzyża). Jest to żeński prawosławny klasztor w centrum miasta. Patronem jest Archanioł Gabriel i Michał. Kościół ten jest znany z tradycji nawiązującej do muzyki bizantyjskiej co przejawia się w działającym tam chórze oraz unikatowym zbiorze solfeży prezentujących tą muzykę. Budynek ten kilkukrotnie uległ zniszczeniu dzięki trzęsieniu ziemi oraz rozbiórką podczas władz komunistycznego reżimu. Ciekawy jest dziedziniec gdzie niegdyś mieściła się karczma. Obecnie jest tam lapidarium. Wokół całego budynku można podziwiać różnorakie płyty, które są tam zgromadzone z innych cerkwi miasta Bukareszt w celu ocalenia ich przed zniszczeniem (sami widzieliśmy jak Pan zabezpieczał te okazy różnymi specyfikami). Mają one nawet po kilkaset lat. Miejsce przypadło mi do gustu ze względu na swój unikatowy charakter oraz piękny dziedziniec.




Innym ciekawym bożym zakątkiem jest Dealul Mitropoliei (Wzgórze Metropoilii) gdzie mieści się główna siedziba rumuńskiego Kościoła Prawosławnego oraz miejsce zamieszkania Patriarchy. Jest to niewielkie wzgórze okraszone okazałymi budynkami mi.n. główną cerkwią, domem Patriarchy oraz jego prywatną kaplicą. Z tym miejscem wiąże się wiele wątków historii Rumunii lecz jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na ten temat odsyłam tu (za dużo by pisać o tym a za mało tuszu do pióra). Mieliśmy okazje usłyszeć ją akurat od jednego z popów, więc mogę potwierdzić, że to ciekawa opowieść, dość krwawa, ale warta poznania. Tak czy inaczej twierdzę bez wątpienia, że największe szczęście w tej okolicy ma głowa Kościoła: do pracy 20 sekund, do domu 20 sekund i do prywatnej kaplicy 5 sekund. Żyć- nie umierać.




Jeśli chodzi o cerkwie w Bukareszcie na ten temat powinnam napisać z 20 innych postów ponieważ jest to bardzo obszerna i piękna sprawa. Budynki te są bardzo proste a malunki na ich sklepieniach nieziemskie. Moją uwagę przyciągnęły także metalowe otwierane skrzynki, które można spotkać przy wejściu do każdej cerkwi. W środku tych “szafeczek” zapala się cienkie świeczki. Bardzo ciekawe jest to, że prawa strona skrzyni jest zazwyczaj dedykowana ludziom żywym a lewa ludziom zmarłym.




Dla chętnych polecam opracowanie całej trasy “cerkwiowej”. Gwarantuję, że nie będziecie się nudzić a nogi będą Was bolały jak po sążnym treningu.

Pasajul Macca-Vilacrosse

Jest to pasaż handlowy, do którego można wejść od strony ulicy Calea Victoriei oraz Lipscani, usytuowany w pobliżu Biserica Stavropoleos (o której była mowa wyżej). Była to karczma, której córka właściciela wyszła za mąż za nadrzędnego architekta Bukaresztu pochodzącego z Katalonii (wiek XIX). To od jego imienia wzięła się nazwa miejsca. Na sklepieniu ulic znajdziemy szklany dach, dzięki któremu mieszkańcy mogą się cieszyć okolicą nawet w deszczowe dni. Charakterystyczną rzeczą dla tego pasażu jest właśnie szklane sklepienie i okrągły zielono-żółty witraż. Obecnie znajduje się tam kilka sklepów, kafejki, restauracje i shisha bary. Miejsce bardzo przyjemnie, warte odwiedzenia jak i również okoliczne ścieżki prowadzące do innych ciekawych zabytków i niespodzianek.

Hotele

Dobry żart, co? Przelecieć 2000 km i hotele zwiedzać. Nigdy bym sama nie spodziewała się jakie mogą być ineteresujące! Polecam zobaczenie hotelu Novotel, który jest usytuowany blisko pasażu Vilacrosse. Jego świetność polega na połączeniu secesyjnej architektury z nowoczesnym oszklonym budynkiem. Mogę śmiało stwierdzić, że doskonale oddaje charakter tego miasta. Innym ciekawym przykładem jest hotel InterContinental Bucharest przy Piaţa Universităţii, najwyższy hotel w kraju mający 90m oraz 22 piętra. To akurat obraz komunistycznej strony Bukaresztu.

Stare miasto

Miejsce (takie same jak w innych miastach, które to posiadają coś w stylu rynku) niegdyś było punktem docelowym handlarzy z zachodu. Obecnie to okolica przeznaczone głównie dla turystów oraz kulinarnych uciech. Kawiarnie, restauracje, dyskoteki. Polecam spacer ulicami Lipscani oraz Covaci ponieważ tak właśnie możecie odkryć ciekawe miejsca. Tam możecie podziwiać np. budynek Banku Narodowego czy też więcej cerkwi. Okolica bardzo urokliwa. Cieszę się, że komunistyczne plany co do zburzenia i odbudowania tej spuścizny nie zostały zrealizowane. Dzięki temu nadal możemy cieszyć się urokami okolicy.

W pobliżu znajdziecie niejeden cudowny budynek obok którego wciśnięto obskurne komunistyczne betony. Ma to swój cudowny urok. Tego typu połączenia dały mi uczucie maleńkości. To właśnie te budowle rządzą miastem- nie człowiek.

Spacer po okolicy

Nie bójcie się zgubić! Nie śledźcie ściśle przewodników albo map. Pozwólcie sobie zgubić się, zatracić oraz zostać pochłoniętym przez Bukareszt! Okolice centrum i Starego Miasta są bardzo przyjazne i niezbyt rozległe, więc zawsze się odnajdziecie. Dzięki chodzeniu tu i tam odkryjecie najwięcej. Więcej niż niejeden przewodnik pisze i wskazuje. To oczywiście moim zdaniem najlepsza forma zwiedzania. Nigdy nie wiesz gdzie Twój wzrok poprowadzi Twoje nogi. Na tym właśnie polega odkrywanie świata a przez wszystkim odkrywanie samego siebie. Więc wrzuć na luz i poznawaj nieznane!

Bukareszt to piękne miasto pełne kontrastów. Mogę jak najbardziej pisać o wspaniałych miejscach tam odkrytych jeszcze z 3 godziny lecz zachęcam Was do własnych śledztw. Może akurat zobaczycie coś naprawdę interesującego wartego więcej niż moje słowa :-). Zostawiam Was z kilkoma zdjęciami i zachęcam do ponownej wizyty bowiem już niedługo dowiecie się czegoś o rumuńskich dziwactwach.



P.S. Zostawiam Wam również naszą mapkę “celów” sporządzoną przed wyjazdem, które (prawie)wszystkie odwiedziliśmy, a nuż Wam się przyda!




Inne z cyklu Wizyta w Rumunii:

Bukareszt - podstawowe info
Co jeść i pić w Bukareszcie?
Transylwania część 1
Transylwania część 2
Rumuńskie dziwactwa

Îmi este foame, czyli co jeść i pić w Bukareszcie.

Îmi este foame, czyli co jeść i pić w Bukareszcie.



Nie tylko zabytkami człowiek żyje. Będąc w innym kraju warto też posmakować lokalnych przysmaków. W końcu od żołądka do serca a próbowanie niwych potraw to najlepszy sposób na zakochanie się w Bukareszcie. W tej części podróży po Rumunii przedstawię Wam, co dobrego można tam zjeść.


Street Food

Street food tak modny, również w Bukareszcie. Na każdym kroku w obrębie centrum oraz Starego Miasta można znaleźć pełno małych piekarni/ciastkarni, które oferują przekąski typu precle. Tak, tak, Belina tu nie ma, lecz precle są zajebiste [!] Jeśli spytacie o Simigeria to bez problemu każdy wskaże drogę. Do tych małych budek jest zawsze kolejka, mieszkańcy Bukaresztu uwielbiają te wyroby. Najpopularniejszy produkt, który możecie zjeść w tych miejscach to właśnie precle- Covrigi. Ciasto na te smakołyki jest produkowane bez cukru, najczęściej posypywane makiem, lecz piekarnie oferują swoje wariacje na ten temat.

Legenda głosi, że greccy kupcy przywieźli ten produkt do rumuńskiego miasta Buzău w XIX wieku, aby wzrosło tam spożycie wina. Tak czy inaczej, podobieństwo do niemieckich precli sugeruje, że smakołyki dotarły do Rumunii o wiele wcześniej. Obecnie są serwowane z różnymi nadzieniami np.: wiśniowymi, jabłkowymi, rodzynkowymi, czekoladowymi. Można też posmakować precli w formie palucha z mozzarellą i oliwkami (co przypadło mi do gustu najbardziej, jak i również smak czekoladowy tradycyjnie wyglądającego bajgla).

Tego typu przekąski to bardzo prosta, tania i bardzo efektywna forma zapełnienia żołądka, ponieważ jedna sztuka kosztuje od 1,5 RON do 3,50. Najtańsze bajgle znajdziecie na Bulevardul Unirii 27, w simigeria Luca. Jeszcze jakiś czas temu podstawowy precel kosztował tam 0,50 RON. Ciągle pozostaje najtańszą bajglownią w okolicy, co czyni miejsce bardzo zatłoczonym. Abyście mogli zobrazować sobie to, o czym piszę i przy okazji zgłodnieć podrzucam Wam klika propozycji bajglowni, które możecie odwiedzić w Bukareszcie:

Simigeria Luca
Simigeria Petru

Innym smakołykiem, lecz o wiele słodszym i bardziej kalorycznym jest baklawa. Znana dobrze z Turcji, Egiptu czy Bułgarii. Baklawę robi się z ciasta listkowego i przekłada zmiażdżonymi orzechami z cukrem lub miodem. Całość posypuje się skruszonymi pistacjami. Wariacji jest sporo a miejsc, gdzie można zjeść takie super słodkości, jest wiele. Cena za sztukę ok. 5,50 RON.

Kebab nie tylko narodową potrawą Polaków

Z racji tego, że Rumunia jest swojakom “bramą do orientu” na ulicach Bukaresztu spotyka się wiele kebabów oraz miejsc z orientalnym jedzeniem. W tego typu lokalach można zjeść kofty oraz oczywiście kebsiki. To danie uwiodło nas najbardziej. O dziwo, jakość produktów, szczególnie mięsa powaliła nas na nogi. Kebab tak soczysty I przepyszny, że nawet vege-ludki się skuszą. Inną formą przekąszenia czegoś dobrego jest wizyta w greckich gyrosowniach, których jest też sporo. Można wypić tam też oryginalne greckie piwko. Koszt takich pyszności to ok. 15 RON.




[RÓŻNICA MIĘDZY KEBSEM A GYROSEM klik]
  • - Gyros- pochodzi z Grecji, zazwyczaj robiony z mięsa wieprzowego, podawany z frytkami na
  • stronie lub w picie z sosem tzatziki;
  • - Kebab- pochodzi z Turcji, robiony z każdego innego mięsa niż wieprzowe, najczęściej
  • jagnięce, podawane w formie dürüm döner (Europa),
  • şiş kebab - szaszłyk z pieczonego mięsa mielonego (Turcja, kraje arabskie, ludność perska).
  • Podumowując każdy zakątek arabskiego świata może szczycić się swoją własną odmianą kebaba.




My Polecamy w Bukareszcie: Gyros Thessaloniki (Stare Miasto), Efendi (kebabownia pierwsza klasa; Stare Miasto)


Jedzenie na kółkach

Dla food trackowych wielbicieli dobre info- na Starym mieście mieści się wioseczka food tracków- Food Hood, która akurat była już nieczynna podczas naszej podróży (otwarte do połowy października). Jednakże wyglądało to bardzo przyjaźnie, więc jeśli ktoś będzie miał okazję odwiedzić to miejsce w sezonie otwarcia- dajcie znać co i jak.

Tradycyjne potrawy

Bukareszt to nie Japonia czy Tajlandia, więc również gama street foodowych możliwości jest ograniczona. Przenosząc się z ulicy na salony, możemy zjeść również dobrze. Na Starym Mieście króluje kuchnia “uniwersalna”, czyli steak house’y oraz burgerownie, szczególnie knajpy stylizowane na irlandzkie/angielskie, jak i również knajpy z kuchnią libańską oraz włoską.

Tak czy inaczej, można tu odnaleźć tradycyjne rumuńskie smaki. My wybraliśmy restaurację iście rumuńską. Rustykalny klimat I muzyka oraz przepyszne jedzenie pozwoliły nam na relaks, oraz napełnienie wygłodniałych brzuchów. Polecam wybór dużego talerza z różnymi rodzajami dań. Z racji tego, że kuchnia rumuńska opiera się głównie na mięsie, wybraliśmy ogromny talerz z wariacjami na temat mięsa. Tradycyjne potrawy mięsne to mici (mielone mięso, może to być wołowina z wieprzowiną, sama wieprzowina lub mięso owcze, uformowane w kształcie kiełbaski, grillowane i podawane z musztardą i piwem), carnati de plescoi (wędzone, tradycyjne kiełbaski), Ceafă de porc (karkówka).


Popularne zupy to między innymi Ciorba Radauteana (rosół zalany kwaśną śmietaną z jajkiem oraz z dodatkiem czosnku) Ciorba de Burta (flaczki z kwaśną śmietaną, jajkiem, czosnkiem i octem), Ciorba de Vacuta (zupa z kawałkami wołowiny). Ciągle menu zupne nie jest tak bardzo urozmaicone, jak w Polsce.


Rumuni również posiadają w swoim jadłospisie galaretę z kurczakiem, zupy serwowane w chlebie, chrzan czy gołąbki (zawijane jednak liśćmi z winogron- styl bałkański). Kuchnia jest bardzo podobna do kuchni polskiej, więc naziści kuchenni odnajdą się tam jak ryby w czystej wodzie.


A jaki jest koszt zjedzenia rumuńskich pyszności w restauracji? Ceny są podobne do naszych polskich w zależności od typu potrawy oraz miejsca, gdzie się ją spożywa. Na Starym Mieście to ok. 100 RON za 2 osoby, zupa + danie główne z napojem.


Jeśli mamy ochotę na kebaba czy gyrosa zapłacimy ok. 15 RON za sztukę.



Dodatkowo podrzucam Wam linka do tradycyjnej rumuńskiej restauracji Taverna Covaci; na stronie można odnaleźć menu ze zajęciami serwowanych dań (pyszne jedzenie, obsługa średnia, lecz za takie smaki można im wybaczyć).

Napoje

To się najedliśmy, więc czas na picie! Rumuni nie są przyzwyczajeni do picia czegokolwiek podczas jedzenia. Zazwyczaj spożywają posiłki bez napoju pod ręką. W gruncie rzeczy taką zależność zauważyłam również w Polsce. Gównie pije się coś (wodę, herbatę) po posiłku. Porównując do hiszpańskiego stylu, u naszych południowych “sąsiadów” pije się tam do posiłku. Rumuni, podobnie jak Polacy piją herbatę i kawę. Warianty kawy w stylu cappuccino czy frappe odbiegają od oryginalnych włoskich specyfików, podobnie jak i “u nas”.

Rumuni również wolą napoje o temperaturze pokojowej lub ciepłe niż zmrożone lodem.

Wydawałoby się, że nazwa Rumunia ma coś wspólnego z rumem, lecz w tym kraju produkuje się wino i piwo oraz wysokoprocentowe napoje alkoholowe. Kraj znajduje się obecnie w pierwszej dziesiątce producentów na świecie, a smaki, które oferują, są wysoko zadowalające. Aby posmakować winogronowego trunku produkowanego w kraju Drakuli, wystarczy udać się do pobliskiej Bideroniki lub Lidla. Wiadomo, że w oryginalnym kraju będzie smakować lepiej, ale rydz jest lepszy niż nic

Co do piwa, jest ono dość popularnym trunkiem, lecz nie do końca jestem przekonana, że tak często spożywanym, jak w Polsce. Rumuni nie są tak piwnymi nazistami, jakimi stają się być Polacy. Ciągle wolą wyroby marki Heineken czy Holsten niż swoje lokalne. Mnie bardzo posmakowało “ichniejsze” piwo Ciuc, Ursus oraz Zaganu Bruna.

My pędzimy bimber- Rumuni też! Podejrzewam, że nie jeden dziadek lub ciocia pędzą lokalne trunki w swojej piwnicy. Najpopularniejszy z nich to Țuică (ogólne określenie napoju alkoholowego destylowane z głównie śliwek). Ten alkohol występuje w kilku odsłonach: pălincă (podwójnie destylowana śliwkowa brandy, mówi się, że oryginalnie wywodzi się z Węgier), fățată (najsilniejszy rodzaj, podwójnie destylowana, 55-60%) oraz frunte (jest to țuică w pierwszej fazie procesu destylacji, który dalej się odbywa). Tradycyjnie, țuică jest przygotowywana od początku października (po zakończeniu wyrobu win). Proces musi być zakończony przed Bożym Narodzeniem, po to, by nie zostawić nieskończonej pracy na nowy rok. Jeśli są użyte śliwki, muszą fermentować się 6-8 miesięcy w specialnych baryłkach.

Natomiast tak jak w całym świecie bałkańskim i bałkańsko-pochodnym, alkohol produkowany na bazie zbóż i owoców to dobrze nam znana rakija.

Pălincă, którą mieliśmy okazję spróbować, jest spożywana głównie na poprawienie trawienia po posiłku (coś w stylu greckiego Ouzo, lecz w smaku całkowicie inna). Smakuje mniej więcej jak, śliwowica zmieszana z rakiją. Dość orzeźwiająca. Koniec końców, nie zrobiła na mnie ważenia, ale spróbować warto.




Na Starym Mieście z pewnością znajdziecie wiele ciekawych knajpek oferujących trunki i możliwość pobansowania na densflorze. My trafiliśmy do baru Oktoberfest, gdzie piwo było smaczne i przyzwoite cenowo. Po naszym odkryciu bar ten został nam polecony przez mieszkańców Bukaresztu, więc czuliśmy się dumi z siebie, że wybraliśmy to, co hot :). Kolejnym dobrym trafem był klimatyczny shot bar Shoteria, gdzie możecie wypić takie speciały jak Gold Diggers, Dirty Swingers, Gang Bank czy Palbo Escobar. Z kolei irlandzki bar, jak w założeniu jest przytulnym i miłym miejscem, trafiliśmy na coś trochę innego niekoniecznie zadowalającego.


Podróże kulinarne po Bukareszcie to ciekawa sprawa. Już niedługo opowiem Wam, co warto zobaczyć w miejskim sercu Rumunii. A teraz tradycyjnie zostawiam Was z kilkoma ciekawymi zdjęciami.





Inne z cyklu Wizyta w Rumunii:

Bukaresz - podstawowe info
Co warto zobaczyć Bukareszcie?
Transylwania część 1
Transylwania część 2
Rumuńskie dziwactwa